Wojciech Galas: Ta szatnia ma wielki potencjał
Na początku września ubiegłego roku, po pięcioletnim pobycie w Górniku Polkowice do Zagłębia Lubin powrócił pomocnik Wojciech Galas. Z zawodnikiem o największym stażu piłkarskim w drużynie rezerw porozmawialiśmy o odczuciach towarzyszących powrotowi do Lubina, doświadczeniach w piłce seniorskiej oraz tym, co może zaoferować młodszym, mniej doświadczonym zawodnikom. Serdecznie zapraszamy!
22 sty 2021 15:30
Fot. akademiakghm.com
Autor akademiakghm.com
Udostępnij
Akademia
Po pięcioletnim pobycie w Górniku Polkowice wróciłeś do Zagłębia, by wzmocnić drużynę rezerw. Jakie to uczucie po tylu latach znów ubrać miedzianą koszulkę jako zawodnik?
Wojciech Galas: Od zawsze mówiłem, że posiadanie herbu Zagłębia na piersi to wielka przyjemność, honor, ale i coś, z czym jako zawodnik trzeba się utożsamiać. Nie ukrywam, do powrotu do Lubina w dużej mierze przekonał mnie sentyment do dawnych czasów, które do dziś wspominam z rozrzewnieniem. Nie da się określić tych wszystkich moich uczuć inaczej, niż stwierdzeniem „wróciłem do domu”.
Jesteś najstarszym graczem naszego drugiego zespołu. Czujesz, że w związku z tym powinieneś szczególnie świecić przykładem wobec młodszych kolegów na boisku, jak i poza nim?
W.G: Zdecydowanie, jestem niezwykle mocno przekonany o tym, że powinienem dawać tym chłopakom dobry przykład. Silna identyfikacja z Zagłębiem pozwala mi stwierdzić, że ile tylko będę w stanie, tak długo chciałbym reprezentować barwy tego klubu, co z resztą każdorazowo jest dla mnie czystą przyjemnością. W Polkowicach dzieliłem szatnię z zawodnikami mającymi w swoim dorobku grę w najwyższych klasach rozgrywkowych, dzięki czemu co nieco się od nich nauczyłem nie tylko pod kątem piłkarskim, ale i mentalnym. Mogę powiedzieć z całą stanowczością: ta szatnia, której częścią mogę obecnie być ma przed sobą naprawdę olbrzymi potencjał, ale chłopcy potrzebują dużo ciężkiej pracy, by ten potencjał urzeczywistnić. Wtedy jestem przekonany, że staną się oni bardzo dobrymi piłkarzami.
Twój dorobek na poziomie seniorskim to ponad sto meczów w drugiej i trzeciej lidze. Co więc, oprócz umiejętności piłkarskich może dać drużynie Wojciech Galas?
W.G.: Jako najbardziej doświadczony zawodnik w zespole czuję się odpowiedzialny za to, by wnieść na wyższy poziom cechy wolicjonalne młodszych kolegów. Jesteśmy naprawdę świetni pod kątem umiejętności czysto piłkarskich, ale czasem brakuje nam dobrej komunikacji między sobą, pójścia jeden za drugiego. Oczywiście wynika to w dużej mierze z faktu, że mierzymy się często z zespołami przepełnionymi doświadczonymi zawodnikami, jak np. Polonia Bytom czy Ruch Chorzów, którzy pod kątem średniej wieku przewyższają nas i to najczęściej znacznie. Dobra komunikacja, rozmowa z partnerami z drużyny powinna stanowić podstawę prawidłowego funkcjonowania w szatni piłkarskiej i im szybciej chłopaki mocniej się na siebie „otworzą”, tym szybciej dotrze do nich, jak duże ma to znaczenie w kontekście przyszłości w seniorskiej piłce. Chcę też jako swego rodzaju trochę „mentor” tych chłopaków pomóc im w tym, by nauczyli się wymagać od kolegów z zespołu dużo, ale najwięcej od siebie samych. Staram się pomóc chłopakom na tyle, na ile jest to możliwe, żeby byli gotowi do wejścia do pierwszej drużyny.
Jak po pięciu latach zmieniłeś się jako zawodnik? Czy zmianie uległa twoja mentalność, podejście do meczów, treningów?
W.G.: Będąc przez pięć lat w Polkowicach bardzo wyraźnie uzmysłowiłem sobie, że w piłce nożnej zdecydowanie najważniejszy jest zespół. Dzięki temu mogliśmy jako drużyna osiągać wyżyny umiejętności i wspinać się na wyższe szczeble rozgrywkowe nie jako indywidualności, ale jako zgrany kolektyw. To podejście wyróżniało bardziej doświadczenych zawodników w zespole, takich jak choćby Sebastian Szymański, Marek Opałacz czy Kamil Wacławczyk i to jest właśnie kolejna niezwykle ważna kwestia, która staram się przekazać kolegom w szatni drugiej drużyny. Myślę że to jest zdecydowanie największa zmiana w moim podejściu do futbolu, którą przyniósł mi pięcioletni pobyt w Górniku.
Czy w trakcie twojej przygody z piłką był taki moment, w którym byłeś nadmiernie pewny siebie? Jeśli tak, to czy znalazł się ktoś, kto „ściągnął” cię na ziemię, hamując młodzieńcze zapędy?
W.G.: Ze swojej strony mogę powiedzieć że nie, ale należałoby też o to zapytać moich trenerów (śmiech). Już kiedyś, w trakcie wywiadu dla mediów klubowych powiedziałem, że należy twardo stąpać po ziemi i do dziś mocno się tego trzymam. Zawsze starałem się na boiskowe sytuacje patrzeć „z chłodną głową”, podpierając to ambitnym, pozytywnym spojrzeniem w przyszłość. Sodówki nie było i mam gorąco nadzieję, że nie będzie! (śmiech). Niemniej jednak w klubie jest cały szereg osób, które potrafią takiego delikwenta szybko przywrócić na ziemię. Trenerzy Piotr Błauciak, Paweł Karmelita, Adam Buczek, Tomasz Bożyczko to osoby, które w oka mgnieniu potrafiły przywrócić do pionu zawodnika, który nazbyt „bujał w obłokach”. Tak, zdecydowanie ludzie tworzący sztab szkoleniowy Akademii potrafią radzić sobie z tego typu problemami bezbłędnie.
Który szkoleniowiec według Ciebie odcisnął zdecydowanie największe piętno na tobie jako na piłkarzu, jak i człowieku?
W.G.: Trudno jest wyróżnić tylko jedną osobę. Gdy miałem ostatnio ciężki moment w Górniku pomocną dłoń wyciągnął do mnie trener Buczek, dzięki rozmowie z którym tak naprawdę możemy tu dziś się spotkać. Dużo pomógł mi również wcześniej wspomniany trener Tomasz Bożyczko, który ukształtował mnie piłkarsko. Nie do przecenienia jest również rola trenera Piotra Błauciaka, z którym to rozmowy zdecydowanie pomogły mi w pracy na aspektami wolicjonalnymi. Kto zna trenera Błauciaka ten wie, jak pozytywną aurę wokół siebie roztacza! Naprawdę super pozytywny człowiek. Wiele ciepłych słów należy się też trenerowi Pawłowi Karmelicie, który wprowadzał mnie do ówczesnej Młodej Ekstraklasy, postawił na mnie mocno i niemal z miejsca podarował mi opaskę kapitańską. Było to dla mnie wielkim, pozytywnym bodźcem do dalszej, ciężkiej pracy w dążeniu do samorozwoju, ale też wyrazem zaufania i wiary w moje możliwości ze strony trenera.
Jak zmieniła się Akademia przez kilka lat twojej nieobecności? Co najbardziej cię zaskoczyło po powrocie?
W.G.: Gdy odchodziłem to Akademia można powiedzieć była dopiero w budowie, w miejscu bursy stał jeszcze stary hotel „Interferie”. Kiedyś młodzi zawodnicy mieli okazję korzystać z szatni w budynku klubowym, dzięki czemu miało się większy kontakt z graczami pierwszego zespołu, chociaż przez pandemię dziś raczej nie miałoby to racji bytu. Dobudowano kilka boisk, choćby to, na którym rozgrywamy swoje mecze ligowe. Muszę przyznać, że lekko brakuje mi klimatu starego Stadionu Górniczego, można powiedzieć, że w pewnym sensie za nim tęsknię. Podsumowując jednak: postęp jest naprawdę widoczny gołym okiem, mam nadzieję, że Akademia wciąż będzie się tak prężnie rozwijać, jak do tej pory.
Jakie porady, jako najbardziej doświadczony zawodnik w zespole, masz dla młodych zawodników, którzy dopiero stawiają w nim pierwsze kroki, wchodząc z piłki młodzieżowej?
W.G: Na boisku trzeba być zawsze pewnym siebie, jednocześnie nie zapominając o szacunku dla rywala. Wierzę, że dzięki takiemu podejściu ścieżka do pierwszego zespołu może przed chłopakami stanąć otworem, pod warunkiem, że - tak jak już wspomniałem wcześniej – nie zapomną oni o ciężkiej pracy.